Poprosiłam o resztki - wymyśliłam, że mogłabym zrobić z nich aplikacje, a dostałam:
Przez kilka dni tylko im się przyglądam z zachwytem :)
Nie próbowałam ciąć, bojąc się, że zmarnuję takie cuda. Dodatkowo świadomość, że są tkane tradycyjną techniką, tylko potęgowała lęki ;)
W końcu się zebrałam, wybrałam najmniejszy kawałek i połączyłam współczesność z tradycją :
A jak już tak sobie szyłam, to uszyłam jeszcze jedną.
Kiedyś miałam etap malowania na płótnie, ale delikatnie mi zasugerowano, żebym zaprzestała tego procederu ;))) Jednak malunki zostały i czasami ogarnia mnie natchnienie twórcze, jak je zagospodarować:
Malunki przeszły "próbę wody" ;) więc deszcz ich nie zmyje, nawet wymieszany z proszkiem do prania.
Szyjąc, słucham nagranych książek ( tak wiem, to się nazywa audiobook, ale nie lubię tej nazwy). Próbowałam szyć i czytać, ale ściegi się krzywią.
Poza tym, słuchanie świetnych książek, wspaniale czytanych przez aktorów i lektorów, staje się dodatkową przyjemnością. Przekonuję do słuchania także tych, z którymi pracuję nad emisją głosu i dykcją. W końcu, jeżeli się uczyć, to od najlepszych :)
Ostatnio zachwycałam się:
Ps. Ogromne podziękowania dla MJ i Taty MJ za obdarowanie tkanymi cudeńkami :)
Ale jak ładnie się ta tkaninka wtopiła w ten granacik :-)
OdpowiedzUsuńTo malowane też bardzo ładne.
MJ's Mother tez mówi, że ładne :-)
A to się bardzo cieszę, że się podobają :)
OdpowiedzUsuń