Strony

piątek, 19 lipca 2013

Łódź, Wilcza 4

Przechodzę tamtędy od niedawna. Za każdym razem szlag mnie trafiał jak patrzyłam na te bidy pozamykane w tycich klatkach i wystawionych cały dzień na słońcu!! A że jest to podobno sklep zoologiczny, chciałam te zwierzaki odkupić, ale nie udało mi się trafić na właścicielkę tej nory. Dzisiaj poszłam z aparatem i po prostu krew mnie zalała, kiedy zobaczyłam resztki zagryzionego jednego ze zwierząt. Zadzwoniłam do Straży Miejskiej. Pan, który odebrał telefon najpierw był mocno zdziwiony dlaczego dzwonię, przecież to tylko zwierzaki! Później trzymał mnie przy telefonie ładnych parę minut, naradzając się co trzeba zrobić. No i odesłał mnie na Policję, bo jak stwierdził, to ich działka. Policja zgłoszenie przyjęła, i nawet przyjechała na miejsce. Sklep obejrzeli, dla mnie byli mili i łagodni ( w końcu tak najlepiej traktować wariatki ratujące zwierzęta). 
W międzyczasie, prawdopodobnie przez kogoś już poinformowana, zjawiła się właścicielka. Zwierząt nie chciała sprzedać, bo nie są do sprzedania!???. Opieprzyła mnie jakim prawem się wtrącam, a w ogóle to się nie znam, bo takie małe to muszą mieć ciepło, to sobie stoją na wystawie! A w ogóle to zwierzęta się przecież czasem zjadają i nic w tym dziwnego nie ma. Policjanci pokiwali głowami, stwierdzili, że faktycznie czasami się zjadają, a że reszta żyje, to oni już nic więcej zrobić nie mogą. 
Okazuję się, że oni w ogóle mało co mogą zrobić. Kiedyś mojej mamie ukradziono portfel - nic nie mogli zrobić. Moja siostra została wciągnięta do bramy, uderzona i okradziona. Też nic nie mogli zrobić. Chociaż nie, trafiła jej się gratisowa obwózka po osiedlu, bo może uda się rozpoznać gnoja. Ale że bandzior bezczelny nie stał i czekał, to nic nie mogli zrobić. Mojej znajomej złodziej w tramwaju groził, że ją potnie za to że ostrzegła przed nim współpasażerów, też nic się nie dało zrobić.
I pomyślałam sobie, że gdyby taką podłą, durną babę opieprzyć a zwierzaki podpieprzyć bo kupić się nie da, to też może nie groziłaby mi odpowiedzialność karna- w końcu to mała szkodliwość czynu i nic się nie da zrobić!



 


 
 
 


Najgorsze, że nie mam już pomysłu, jak tym zwierzakom pomóc.
I jeszcze jedno. Ten "sklep" jest usytuowany w środku sporego osiedla i mija go codziennie mnóstwo ludzi. Do tej pory nikt nie wpadł na pomysł, żeby coś z tym zrobić i jakoś zareagować...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracając wieczorem do domu widziałam, że zwierzaki zostały już zabrane z tej sklepowej nory.
Z jednej strony mam ogromne poczucie winy, że być może spotkało jej coś złego. Z drugiej naiwnie wierzę, no właśnie, w co ja właściwie wierzę? Jednak przeważa poczucie winy, że chcąc dobrze tylko skrzywdziłam te biedne stworzenia.
Odpowiadając na komentarze moich blogowych koleżanek :):
do Straży Miejskiej zadzwoniłam poinstruowana przez jedną z dużych fundacji. Druga bardzo duża organizacja też niezbyt wiele zobowiązała się zrobić.To tyle...

28 komentarzy:

  1. Nie można tak tego zostawić ;(
    Daje linki tam powinni pomóc:
    http://www.ltonz.home.pl/
    http://empatia.pl/str.php?dz=39&id=107
    http://www.pogotowiedlazwierzat.pl/interwen.html
    Zadzwoń do nich opisz sytuacje , podaj dokładny adres.
    Mam nadzieję, że odbiorą zwierzaki, trzymak kciuki, daj znać jak rozwinie się sytuacja.
    Ściskam mocno ;*
    Kropka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki serdeczne. W poniedziałek jeszcze zadzwonię do tego pogotowia dla zwierząt, może będą chcieli sprawdzić co się z tymi zwierzętami stało.

      Usuń
  2. Słuchaj, a jakieś towarzystwa do spraw zwierząt czy coś podobnego? Na pewno wiesz o co mi chodzi, tylko ja nie wiem jak to się dokładnie nazywa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja już miałam kilka takich sytuacji, najczęściej z błąkającymi się psami, gdzie delikatnie sugerowano w tych duży fundacjach, żebym sama takie zwierzę przygarnęła. Przecież jakbym mogła, to bym tak zrobiła!
      Jakoś po tym przypadku nabrałam rezerwy do tych instytucji.

      Usuń
  3. Zawiadom Pogotowie dla Zwierząt, oni pożrą to babsko i policjantów jednym kłapnięciem. Widzę, że Panna Kropka podała Ci do nich kontakt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że uda się uzyskać informację co ta baba z nimi zrobiła.

      Usuń
  4. Też mi się wydaje, że jakieś Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami najszybciej się tym zajmie. Mam przynajmniej taką nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazuję się, że jedni przysyłali do drugich ponieważ "takie są przepisy" a ostateczną instytucją mającą uprawnienie do działania była policja.

      Usuń
  5. Pogotowie dla zwierząt mi przyszło do głowy, ale już dziewczyny podały namiary. Słuchaj, ale dla Ciebie to BRAWA się należą - klaszczę jak głupia - kto ze mną????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki, ale najchętniej to sama bym się kopnęła w d... mogłam to jakoś inaczej załatwić, bo teraz nawet nie wiem czy jeszcze żyją.

      Usuń
  6. Też mi się tak wydaje, że TOZ. Mają też doświadczenie, co z takim babskiem dalej, bo odebrać aktualnie przebywające zwierzęta to jedno, ale żeby to się nie powtarzało:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. najwyraźniej o myszy czy chomiki już aż tak bardzo nikt się troszczy, tym bardziej o ryby w pudełkach!!

      Usuń
  7. Brawa wielkie w ślad za Kretowatą!
    A babie niech się spełni to, czego jej życzę.
    Maja B. z Małą i Munią (albowiem Munio ma co 2,5 tygodnia ruję ,a jakże!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dla mnie to jest normalne, a nienormalne jest przechodzenie i udawanie, że się nic nie widzi :(((
      Ja też jej życzę, żeby wróciło do niej to dała...

      Usuń
  8. Nie mam dobrych doświadczeń z TOZ-em, ani z żadną instytucją do tego powołaną. Nikt i nigdy mi w takiej sprawie nie pomógł. To znaczy tak, ale nie instytucjonalnie. To mój osobisty system pomocowy składający się z koleżanek, siostry i jej koleżanek, weterynarza (jednego) itd. oraz znajomych królika. Ludzie umywają ręce, a jeszcze częściej nawet nie umywają - gorzej - nie przychodzi im do pustych łbów, że zwierzakom dzieje się krzywda, a ludzi takich jak Ty uważa się za wariatki. Sąsiad - jak i cała reszta we wsi - trzyma psa w kojcu metr na metr. Pies ujada całymi dniami i nic nie można zrobić. Sąsiad twierdzi, że "un tak szczeko, bo gupi jest", a ja nic nie mówię, że to biedne szczekanie rozrywa mnie na strzępy, bo jeśli coś powiem, psa po prostu zabije. Kiedyś znalazłam psa i dostałam za swoje. Nie wierzę absolutnie w żadne towarzystwa, organizacje, straże, gminy...Wierzę w takich ludzi, jak Ty Eduszko i sobie wierzę i paru jeszcze osobom. Za mało nas.
    Gdybyś podpieprzyła te zwierzaki, wylądowałabyś w pierdlu, na 100% i to w trybie przyspieszonym, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą pomocą to dokładnie tak jest jak piszesz i dlatego zniknęła jedna z zakładek...
      Już też nie wierzę w żadne fundacje i organizacje. I mam nauczkę, żeby następnym razem organizować pomoc właściwie we własnym zakresie. Chociaż ludzie też niechętnie się garną do pomocy. Najwyraźniej jesteśmy mniejszością, ale mam to w nosie. I tak będę robić to co uważam za słuszne.
      Wiem, że sytuacja zwierząt na wsiach jest często straszna, ale na zmianę sposobu myślenie potrzeba chyba pokoleń.

      Usuń
  9. Tak za odwagę, brawa, dziwię się ciągle, że są ludzie na świecie, którzy mogą tak strasznie traktować zwierzęta. Co to kurna jest z nimi? Albo może na z nami? Takie popieprzone baby, co to przejmują się byle chomikiem......

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na to wygląda, że z nami jest coś nie tego ;)) ale ja już wolę być taka. Zawsze uważałam, że jeżeli chce się kogoś źle traktować, krzywdzić to równego sobie! Dziecko czy zwierzak same się nie obronią!
      Wydaje mi się też, tak pamiętam, że kiedyś było mniejsze przyzwolenie na krzywdę zwierząt. Ludzie stają się coraz bardziej nieczuli i obojętni!

      Usuń
  10. Twoją postawę można tylko pochwalić - tak mało jest takich ludzi, ale powiem szczerze, że jestem zdziwiona zachowaniem straży miejskiej i policjantów, też zdarzyło mi się kilka razy dzwonić w sprawie krzywdzonych zwierzaków i tylko raz pokierowali mnie do OTOZ animals - czy jakoś tak - którzy też poważnie potraktowali sprawę, ba, nawet informowali mnie o tym, co potem działo się ze zwierzakami w sprawie których się z nimi kontaktowałam, a jeśli nie kierowali mnie do OTOZ, to sami im to zgłaszali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja za to pewnie zostanę przyczepiona na takiej tablicy w policji "wariat - nie przyjmować zgłoszeń" ;)

      Usuń
  11. Moje "przypadki" też opierały się w końcu o policję. Schronisko wprost odmówiło pomocy nie owijając w bawełnę (niech pani nie przywozi, bo i tak nie przyjmiemy), drugie schronisko - jak Eduszce - zasugerowało, żeby przygarnąć, TOZ odesłał do schroniska. Mam wrażenie, że siedzą tam ludzie, którzy odbębniają 8 godzin jak w urzędzie, biorą pensję i tyle. Gówno obchodzą ich zwierzaki, równie dobrze mogliby pracować w składzie drewna. Nie chcę uogólniać, są przecież (chyba) prawdziwe schroniska i prawdziwi, empatyczni ludzie. Jednak nie mam żadnego, podkreślam - żadnego pozytywnego doświadczenia na ten ten temat. Żyję już parę lat i trochę tego było po drodze. Jakoś tak mam, że zawsze ja trafię na jakąś bidę, albo ona na mnie. Przecież nie zawsze i nie wszędzie instytucje i ludzie są ograniczeni przepisami, ale to jest słowo - wytrych. Któregoś razu doprowadzona do ostateczności zadzwoniłam na policję, która odesłała mnie do gminy, a w gminie po 15.00 nikt nie odbiera telefonu. Nie mówiąc o weekendzie. A na policji przestali odbierać moje telefony. Jak w końcu ktoś odebrał, to ja już histerycznie ryczałam jak bóbr z bezradności - nie mogę przygarniać wszystkich zwierzaków, które staną mi na drodze! Widać przestraszyli się, że się pochlastam i będzie na nich i pomogli. Czyli można? Działalnością tych różnych instytucji jestem bardzo zawiedziona, powiem więcej - jestem wrogo nastawiona.
    Kiedyś ludzie nie mieli tylu zwierząt w domach. Zrobiła się moda na różne rasowe pieski, kotki, myszoskoczki i inne węże - z upadkiem komuny otworzył się rynek i z zachodu przywędrowały różne tryndy. Ludzie byli, są i będą nieczułymi ch...(przepraszam!). Ciekawe dlaczego nie hodują niedźwiedzi? Bo by ich zeżarły, a pieska/kotka/rybkę/świnkę/chomika można zawsze spacyfikować. O dzieciach i starych ludziach nie mówię, to osobna kategoria okrucieństwa.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiem, emocjonalnie pojechałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hana mnie się wydaję, że poruszyłaś temat o którym "nie wypada mówić". Przecież to takie "fantastyczne", że te różne fundacje i stowarzyszenia w ogóle istnieją i na pewno tak wiele robią! . A to moim zdanie wynika z tego, że ludzie w większości mają zwierzaki i często siebie nawzajem w d...ch. Istnienie takich organizacji pomocowych ucisza sumienia tych, co chcieliby ale (zawsze się jakieś ale znajdzie). A jak się trafią takie wariatki jak my, to się mało co mówi, a jak najwięcej stara robić i macha ręką na niby pomoc różnych instytucji. Mnie się też do tej pory wydawało, że mi się wydaje ;) i źle interpretuję to co widzę i słyszę. A rzeczywistość jest dokładnie taka jak ją opisałaś. Ja osobiście już raczej żadnej instytucji pomagać nie będę. I masz rację niedźwiedzi z domu już tak łatwo nie dałoby się wypieprzyć!

      Usuń
  13. Co i rusz przecież wybucha afera z takimi "instytucjami". Co jakiejś zaufam, za chwilę okazuje się, że to mordownia. Z góry przepraszam tych, którzy wkładają w to serce, emocje i wszystko, co mogą, bo i tacy przecież są. Dlaczego ja na nich nie trafiłam? Niech się zgłaszają, jestem otwarta na pomoc zwierzakom! Wszystkie psy, jakie były ze mną w życiu (6), były znajdami, podrzutkami itp. Aktualnie jest ze mną Frodo, przeukochany olbrzym, który wcale aż tak olbrzymio się nie zapowiadał. Chudziutki był jakiś, teraz wiem, dlaczego. Wzięliśmy go z domu tymczasowego niedaleko Łodzi (!). Zaraz potem wybuchła afera. Kiedy zabieraliśmy stamtąd Frodo, wszystko wyglądało ekstra. Ogród, trawa, pieski w słońcu - sielanka. Zastanowiły mnie dwa psy na łańcuchu przy budzie, o co nie omieszkałam zapytać. Usłyszałam, że są nowe i muszą trochę się oswoić. Nieco mnie to zdziwiło, no ale myślałam, że ktoś to kontroluje, jakiś TOZ właśnie, czy ktoś taki. To był ciepły początek października. Przyszła ostra wtedy zima i okazało się, że psy umierają tam gromadnie w oborze, na posadzce, bez materacyków, bez słomy, bez czegokolwiek. Nie pamiętam, kto to odkrył, pewnie jakiś przypadek. Ludzie robią takie rzeczy dla pieniędzy! Na utrzymanie jednego psa (podobno) dostają 350 zeta od różnych fundacji właśnie, a psów było tam kilkanaście. Można sobie przyoszczędzić i za 350 wyżywić wszystkie namoczonym w wodzie chlebem. Niech mnie ktoś poprawi, jeśli się mylę - zakładam taką możliwość. Jak sobie pomyślę, że taki los mógłby też być udziałem mojego Niunia...
    Przygody z fundacjami, strażą, policją itp. spowodowały, że teraz modlę się, żeby jakiś biduś nie wszedł mi w drogę. Stąd tylko krok do zobojętnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jak wszystko u nas wynika z gównianych przepisów, braku organizacji i odpowiedzialności. Ale takich ludzi jak opisujesz po prostu przetrzymałabym w takich samych warunkach jak oni zwierzęta których "opieki" się podjęli. Swoją drogą nasz świniak też jest teraz dwa razy większy niż w momencie przyjazdu do nas.

      Usuń
  14. brawo za postawę! nie powinnaś mieć wyrzutów sumienia. Absolutnie! Chociaż to właśnie Ci z sercem i sumieniem je mają - przecież nie Ci co tak zwierzaki traktują. Tacy ludzie niestety są i będą ale jak będziemy reagować takich miejsc będzie coraz mniej. Bardzo w to wierzę..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak jakbym spróbowała w mniej formalny sposób może efekt końcowy byłby lepszy...

      Usuń
  15. Wspaniale, że sa tacy ludzie jak Ty, którzy nie są obojętni.

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że mnie odwiedziłeś. Miło mi będzie, jeśli zostawisz komentarz :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...