Tak to ja i wcale się tego nie wstydzę :)))
Dom to nie muzeum, tylko miejsce w którym czuć dobrze ma się
nasza rodzinna banda i nasi przyjaciele.
A jak trzeba w tym domu zrobić tort dla zorganizowanej grupy nastolatek, to się nie ma co bawić, tylko nabyć zestaw prefabrykatów,
wstać rano ( pośpiech świetnie zagłusza wyrzuty sumienia, co ja tym biednym daję
dzieciom do jedzenia) i zrobić tak:
Mieszamy, układamy, szybko, szybko, bo zaraz do gabinetu
trzeba jechać i wychodzi takie coś:
Na szczęście żyjemy w czasach, w których na pierwszym
miejscu stawia się wygląd :)))
W przypadku mojego zacięcia do pieczenia i gotowania to małe
błogosławieństwo.
Potem szybko, szybko, jedne zajęcia, drugie, trzecie z takim
fajnymi przystojniakami.
Pracuje mi się bardzo dobrze, chłopaki ćwiczą fantastycznie (dzisiaj :))),
postępy są.
Regres następuje tylko w temacie mojego podnoszenia się z koca, bo
mi coś w krzyżu przeskoczyło i sarnia gracja też popytkała gdzieś daleko i dawno.
A z koca dlatego, że to się dużo lepiej sprawdza.
Młodym się wydaje, że się bawią
a ja podstępnie, niby przypadkiem wywołuję głoski ;)))
Robi się bałagan maksymalny,
bo dzieciaki mogą bawić się czym chcą.
I tak się bawię, wywołuję albo utrwalam,
dziadków edukuję co, jak, dlaczego i kiedy ćwiczyć.
Pełna euforia. Aż w pewnym
momencie babcia mi przerywa i mówi: wie Pani, ma Pani rację oczywiście (miło
mi) ale ja to tak kocham tych mi moich wnusiów i tak się cieszę jak ich widzę,
że już męczyć ich nie będę.
Z wrażenia, aż mi w krzyżu wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Nie napiszę co sobie pomyślałam, ale warto się domyślić ;)))
Tutaj pojawi się apel: jeżeli zależy Wam na zdrowiu i równowadze psychicznej logopedy Waszego dziecka, nie mówcie głośno takich rzeczy :D
Ps. sądząc po mlaskach dochodzących z pokoju solenizantki ciasto przypadkiem wyszło też i smaczne :)
święte słowa!! nie ma co szaleć i dom ma być miły :)Ojjj tak to z tymi babciami niestety jest.
OdpowiedzUsuńbabcie to ja bym czasami wysłała na wycieczkę daleko i na długo, ale rozczula w sumie to, że to wszystko z miłości do wnuczków :))
OdpowiedzUsuńTorcik był pyszniusi,i wcale nie mlaskałyśmy =)
OdpowiedzUsuńtaaa wcale :)))
OdpowiedzUsuńPrzez babcie ,która miała w zwyczaju zdrabniac co drugie słowo np Nineczko ( moja Panda ma taki orginał imienia, ) babunia ugotuje ci zupeczke a potem pójdziemy na spacerek ,pojezdzisz na rowerku..... Moja Córa nie pozwala zdrabniac nawet imienia. Sama czasem miałam ochotę wysłać ja w kosmos, ale za dobrze gotuje i uwielbia o zgrozo swoją synową ( mła :-) więc została ^^ no i jest najlepszą babcią dla swoich wnuczek z piekła rodem :-)))
OdpowiedzUsuń:))) zespół urazu "pobabciowego" . Panda - fajny pseudonim rodzinny. Moja Mamo-Teściowa pozwalała naszej chudej Zyzi (Edika, Edix, Stasia, Eduszka, Zyzia, Edziotrix i jeszcze wiele innych pseudonimów :)) na wszystko, i jeszcze się dziwiła dlaczego jesteśmy podli dla dzieciaka - po powrocie z pracy np. nie pozwalaliśmy maleństwu bawić się płytami cd! U mnie też trwało sporo czasu zanim Teściowa przeistoczyła się w Mamo-Teściową ;) Obie się zmieniłyśmy i to bardzo :)))
OdpowiedzUsuń